1. Blog należy do serii Nitya. Zapraszam do czytania także innych blogów w naszej serii.
2. Mile widziana konstruktywna krytyka.
3. Leah jest postacią fikcyjną, ale całkowicie moją, także prosiłabym o nie plagiatowanie.
4. Miłego czytania

czwartek, 6 grudnia 2012

Rozdział IV

Dla was wszystkich, za to, że musieliście tyle na to czekać.


    Leah mimo ogromnego zmęczenia nie mogła zasnąć. Przewracała się z boku na bok, próbując się ułożyć jakoś wygodnie, lecz nic to nie dawało. Oczy jej się kleiły, jednakże jej umysł był pełen myśli, które nie pozwalały jej zmrużyć oka. Czuła się przytłoczona całą sytuacją, bała się czy sobie poradzi, a przede wszystkim zaczynała już tęsknić za domem, mimo, że jej podróż dopiero się zaczęła. Nie wiedziała gdzie jest, ani właściwie po co. Żałowała, że w ogóle wybrała się w tę podróż. Patrzyła ze smutkiem na śpiącą beztrosko Marlene. Szkoda jej było przyjaciółki, która poświęciła wiele by z nią tu przyjechać i wspierać, a nie wiadomo co ją mogło tutaj spotkać i jak długo będzie musiała tu zostać. Czy w ogóle uda im się stąd wydostać. Jeśli tak to kiedy? Nie wiadomo czy zdążą wrócić przed końcem wakacji. Leah pluła sobie w twarz, że tutaj przyjechały. Co ona sobie myślała? Że przyjadą tutaj na wakacje? Co to za głupi pomysł, żeby udać się w taką długą podróż. Na początku myślała, że jak tu przyjedzie to pozna odpowiedzieć na swoje pytania o kryształ, który dał jej tajemnicze moce władania umysłem. Teraz uważała ten dar – mimo tego jaki był potężny – za przekleństwo. Dziewczyna brała odpowiedzialność nie tylko za siebie, ale także za przyjaciółkę, która nie znalazłaby się tutaj gdyby nie ona. Leah miała ochotę spakować się z powrotem i zaciągnąć Marlene do domu. Tylko jak się stąd wydostać.
    Dziewczyna przez długi czas starała się zasnąć, aż na dworze zaczęło się robić ciemno. Blondynka na łóżku obok przez cały ten czas chrapała w najlepsze niczym się nie przejmując. Kiedy Leah zaczynała w końcu „odpływać” w krainę snu rozbudził ją hałas na korytarzu.
    Usłyszała damskie krzyki nawołujące wszystkich, aby wyszli na zewnątrz, gdzie czekało na nich ognisko. Leah wygramoliła się z łóżka i uchyliła drzwi od pokoju. To jedna z bliźniaczek, które widziała wcześniej przed chatą Orena nawoływała wszystkich. Dziewczyna o długich blond włosach pukała w każde drzwi, krzycząc głośno, tak, że nikomu nie mogła  umknąć wiadomość o ognisku. Brunetka wróciła do pokoju, aby obudzić przyjaciółkę. Może nadszedł czas, żeby uzyskać w końcu odpowiedzi na wszystkie nurtujące je pytania.



    Dziewczyny wyszły przed chatkę, gdzie paliło się ognisko jako jedne z ostatnich. Kiedy podeszły do grupy obcych sobie osób nikt nie kwapił się za bardzo do rozmowy. Jednak Leah nie dziwiła się im. Uśmiechnęła się lekko na przywitanie, mruknęła ciche „cześć” i usiadła w miarę neutralnym miejscu, tak, aby nie musieć z nikim na siłę nawiązywać konwersacji. Przyjaciółka usiadła obok niej i brunetka przysunęła się do jej ciepłego ciała, gdyż wieczór był chłodny. Jednak ognisko było na tyle duże, żeby ogrzać ich wszystkich.
- Ach, jak miło posiedzieć sobie przy ogniu – powiedział Oren, zapewne próbując zachęcić wszystkich do rozpoczęcia rozmowy. – To mi przypomina pożar miasta w sześćset dziewięćdziesiątym czwartym roku – dodał po chwili milczenia.
- A mi przypomina o uciążliwych zdolnościach, które wszyscy mamy – powiedziała niezbyt miło blondynka o wyglądzie nie pasującym do jej wybuchowego charakteru, który najwyraźniej miała.- Wydaje mi się, że nikt nas tu nie ściągnął na wspominki przy ognisku, więc przejdźmy do rzeczy. – Leah zaczerwieniła się na myśl o tym jak niegrzecznie zabrzmiały słowa dziewczyny, ale zazdrościła jej tej pewności siebie i tego, że potrafi od razu przejść do konkretów.
- No tak, czas na opowieść. – zmienił taktykę Oren, widząc zniecierpliwienie na większości twarzy. - To może najpierw opowiem wam o Nityi? Albo lepiej zacznę od samego początku, od ojca – zastanowił się. – W czasach kiedy świat dopiero miał się narodzić, istniały tylko dwie moce, dwie istoty, od których wszystko wzięło swój początek. Jedną z tych istot był ojciec mój i Nityi- Artymos, natomiast druga moc została obleczona w ciało Sanayi. I tak jak nasz pan ojciec był narzędziem dobra, tak Sanaya utożsamiała wszystko to, co złe. Uzupełniali się wzajemnie i istnieli dzięki sobie, gdyż tak jak nie może być światła bez ciemności, tak nie istnieje dobro bez zła. Artymos stworzył tą część świata, która wydaje wam się dobra i piękna, natomiast dzięki Sanayi ludzie poznają smak cierpienia, strach i ciemność, ale także morderstwo czy gwałt. Ja i Nitya byliśmy dziećmi Artymosa, stworzonymi po to, by pomagać naszemu Panu ojcu w jego dążeniach. Zapytacie pewnie jakież były jego plany? Cóż, był wizjonerem-chciał stworzyć utopię, świat bez skazy zła. Z perspektywy czasu dostrzegam w jego działaniach pewien absurd... Ale teraz jest już to nieważne. Nitya została Panią Żywiołów, siedmiu mocy, które reprezentowały kryształy. Jednak Sanaya nie pozostała bierna. Wydała na świat swojego potomka Karainela. Zarówno on jak i jego matka chcieli pogrążyć świat w ciemności. Największej ciemności jaką możecie sobie wyobrazić-w mroku, tkwiącym w ludzkich sercach. Kiedy mój ojciec stwarzał bowiem człowieka, Sanaya w jego sercu ukryła okruch zła. Zauważyliśmy ten okruch, kiedy ludzie po raz pierwszy popełnili zbrodnię. Jednak ten okruch stał się częścią ludzkiej natury, niemożliwą do usunięcia. Karainel walczył z nami przez tysiąclecia, raz po raz atakując, a jednak mi i Nityi udawało się wspólnie odeprzeć jego atak, choć okruszyna ciemności w ludzkich sercach rosła w siłę. W końcu u niektórych była na tyle wielka, że ośmielili się podnieść rękę na córkę ich Stwórcy. Nie rozumieli, że Nitya chroni ich przed nimi samymi, zaczął więc ogarniać ich strach, uczucie stworzone przez Sanayę. Zamordowali więc Nityę... Może jesteśmy wieczni, ale nie nieśmiertelni. Starzejemy się i chociaż żyję już tysiące lat, pamiętam narodziny skał, które dzisiaj są już szczytami gór, to jestem śmiertelny. Tak jak i śmiertelna była Nitya...
    Leah miała wrażenie jakby słuchała opowieści o powstaniu świata według starożytnych greków. Artymos, Nitya, Oren i ta reszta, o której mówił Oren sprawiali wrażenie jakichś bogów o nadprzyrodzonych mocach, a ona Leah i reszta siedzących obok niej osób jakimiś stworzeniami, które mają bronić ich honoru. Nie bardzo wiedziała, czy Oren mówi prawdziwą historię, czy raczej jakąś prastarą legendę.
- Nitya była Panią Żywiołów zaklętych w kryształy, dlaczego więc kryształy nie zginęły wraz z nią , tylko znalazły się w naszych czasach i w naszym posiadaniu? – odezwał się najstarszy mężczyzna wśród przybyłych.
- Dzięki mnie. – odpowiedział mu Oren. - Kiedy Nitya zginęła pozostały po niej kryształy. Siedem kryształów będących zaklętymi mocami żywiołów: ognia, wody, ziemi, wiatru, umysłu, ciała i energii. Wysłałem je w któryś ze światów, by odnalazły godnych siebie właścicieli i sprowadziły ich w miejsce, które w ich, w waszym świecie, odpowiadało miejscu, w którym zginęła Nitya i w którym narodziły się kryształy. Sprowadziłem was tutaj.
    Jedne co przyszło do głowy Lei to dlaczego Oren wybrał właśnie ją? Niby co ona mu tutaj zrobić i dlaczego na jej miejscu nie mógł być ktoś inny
- Gdzie właściwie znajduje się to tutaj? – pytał dalej blondyn.
- Nie powiedziałem wam, gdzie jesteście? Wybaczcie nieuwagę staruszka. Witajcie w Mistyi, stolicy Anani. Jest rok tysiąc trzysta pięćdziesiąty czwarty.
    Leah otworzyła usta ze zdziwienia i wymieniła szybkie spojrzenia z Marlene. Jak to trzysta pięć…
- Który? - wtrącił się inny chłopak  wyglądający na latynosa, przerywając rozmyślania Lei.
- Tysiąc trzysta pięćdziesiąty czwarty - powtórzył cierpliwie staruszek. - Można porównać te czasy do waszego średniowiecza, dlatego dostaliście nowe stroje, będziecie też potrzebować nowej mentalności, chociaż o nią będzie trudniej. Nie spodziewajcie się tutaj tych wszystkich wynalazków, do których przywykliście w waszym świecie. Musicie się do tego przyzwyczaić – powiedział ostrym tonem.
- Średniowiecze?! Nie jestem stworzona do życia w średniowieczu – blondynka o mocnym charakterze znów się odezwała jeszcze bardziej ostrym tonem, choć Leah sądziła, że ostrzejszy już być nie może. - Jest jakiś powód, dla którego urodziłam się w dwudziestym wieku.
- Aż dziwne, ale pierwszy raz się zgadzam z Roisin - mruknęła pod nosem blondynka, która wcześniej nawoływała wszystkich do ogniska. Brunetka spojrzała na swoją przyjaciółkę, której spojrzenie mówiło o tym, że zgadza się z jedną z bliźniaczek w stu procentach.
- Nie przesadzaj, Roisin – rzekł młody chłopak o jeszcze nie wyrobionych całkowicie męskich rysach. Obok niego siedziała dziewczyna tak do niego podobna, że z pewością musiała to być jego siostra. - Tak naprawdę nikt z nas nie wie, jak się tutaj odnaleźć, więc nie jesteś jedyna.
- Jak to jesteśmy w średniowieczu? Przecież to niemożliwe... – powiedziała dziewczyna o czerwonych włosach, siedziała obok rodzeństwa.
    Rozległ się szmer, gdyż każdy zaczął pod nosem wyrażać swoje niezadowolenie, ale Oren przerwał to lekko podnosząc głos, tak aby wszyscy go usłyszeli i na nowo zaczęli go słuchać:
- Jest powód, dla którego trafiliście tutaj - spojrzał na każdego. Nie tylko na posiadacza kryształu, ale także na osobę, która mu towarzyszyła. - Wspominałem o misji, prawda? Po śmierci Nityi wrócił Karainel. Świat pochłonęło zło, którego nie jesteście w stanie sobie wyobrazić. Nie chodzi tylko o ludzką naturę, chociaż i ona daje się we znaki. Ludzie słabych charakterów zostali opanowani przez mrok tkwiący w ich duszy. W Anani, a niedługo w całym znanym nam świecie, ludzie zaczną mordować, grabić i gwałcić, ku uciesze Karainela. Jednak wisi nad nami także i większa groźba. Sanaya wyposażyła swego potomka w potężną moc, zaklętą w siedem czarnych kryształów. Każdy z nich odzwierciedla grzech. Karainel chce zjednoczyć posiadaczy kryształów grzechów, a musicie wiedzieć, że razem są niepokonani. Kiedy ta misja mu się powiedzie, na świecie nie będzie już nic dobrego. Niech każdy z was pomyśli o tym co kocha, co wydaje mu się piękne, a potem niech wyobrazi sobie, że nie tylko to wszystko przestaje istnieć, ale i wszelkie plany i marzenia obracają się wniwecz. Widzicie to? Taki los czeka nasze światy, jeżeli nie wypełnicie swej misji: jeżeli nie odnajdziecie posiadaczy kryształów grzechu i ich nie zniszczycie. Nie oszukujcie się jednak. Oni także chcą zwyciężyć w tej walce.
    Zniszczyć? Walce? Teraz Leah już całkowicie nie wiedziała dlaczego się tutaj znalazła. Ona nie jest stworzona do takich rzeczy! Nawet to jak potężny dar otrzymała dzięki kryształowi tego nie zmieni! Oren musiał się pomylić, to wcale nie jej tutaj potrzebował.
- Em... Mistrzu... Senseiu... Szefie... - zaczął znów mówić latynos, niepewny jak zwracać się do staruszka. - Nie wiem jak pozostali, ale ja chyba nie za bardzo nadaję się do ratowania świata. – Leah poczuła się w końcu przez kogoś zrozumiana.
- Nie masz wyboru - uciął krótko Oren.
- Podsumowując: zostaliśmy wybrani, bez żadnego konkretnego powodu, wysłani w czasy, w których nikt nie słyszał o bieżącej wodzie, mamy narażać nasze życie w walce ze złem i nikt nawet nie zapyta nas o zdanie? - spytała ostra dziewczyna, wpatrując się w Orena.
- A ona jak zwykle marudzi – usłyszła mruknięcie niedaleko siebie. W sumie chłopak, który to powiedział miał trochę racji.
- Jeżeli chodzi o wodę... - wtrącił latynos, zwracając na siebie uwagę wszystkich. - To ja zawsze chętnie służę pomocą przy kąpieli. – Leah uśmiechnęła się lekko. Mimo powagi sytuacji potrzebowała właśnie czegoś takiego na rozluźnienie atmosfery.
- O tak! Ja chętnie... – zawołała bardziej rozkrzyczana z bliźnieczek, a ta spokojniejsza zgromiła ją wzrokiem. - Nieważne...
- Kontynuując - odezwał się Oren, akcentując swoją wypowiedź, by uwaga wszystkich znów przeniosła się na niego. Staruszek był już trochę poirytowany zachowaniem przybyłych. - I tak, i nie. Zostaliście wybrani z konkretnego powodu, ale masz rację, w tym momencie nikt nie będzie pytał was o zdani.
- A ja już myślałam, że te stroje to wystarczający żart, a tu no proszę-zostaliśmy uwięzieni w jakimś średniowieczu, by pomóc ludziom, których nie znamy? Ktoś musiał już z góry założyć, że się nie zgodzimy. Chyba nawet wiem kto – warknęła przez zęby bliźniaczka, spoglądając na staruszka..
- Możemy tu utknąć na zawsze... - szepnęła nieprzytomnie ta spokojniejsza. Dziewczyna wyglądała jakby miała się zaraz popłakać. Leah miała ochotę podejść do niej, przytulić i popłakać się wspólnie w objęciu.
- Ale... Ale... – dziewczyna o czerwonych włosach próbowała się wypowiedzieć, lecz i ją zszokowała ta nowina. - Nie możemy wrócić do domu? Ile to wszystko potrwa?
- Jeżeli w ogóle myślicie o powrocie, o wszystkim tym co drogie waszemu sercu, to musicie wykonać zadanie, które wam powierzył los. Jeśli tak się nie stanie, obawiam się, że nie będziecie mieli do czego i kogo wracać – powiedział bardzo poważnym tonem. Chwilę później jego twarz natychmiastowo się rozchmurzyła. Wydawało się, jakby staruszek był świetnym aktorem albo miał niepowtarzalną huśtawkę nastrojów. - Na razie jednak nie smućcie się. Chciałbym bliżej poznać spadkobierców dziedzictwa Nityi, a także wasze moce .
- No więc, może ja zacznę - powiedział siedemnastoletni blondyn. Jego siostra cicho zachichotała. - Nazywam się Matheo i pochodzę z pewnego malowniczego, nadmorskiego miasta we Francji. A to jak znalazłem kryształ... Właściwie to nie ja go znalazłem, tylko mój pies. Bella wskoczyła mi na kolana, ja złapałem za kryształ, chciałem go wyciągnąć i gdy tylko dotknąłem go, zobaczyłem tylko jasne światło, a później zemdlałem.
- Tak, obudziłeś się na podłodze i nie wiedziałeś, co się dzieje - wtrąciła się jego siostra, która jak się okazało nazywała się Catherine. Dodała przez śmiech: - Napędziłeś mi wtedy niezłego strachu.
- Tak. Mój żywioł to ziemia, no a wy... Jak dostaliście kryształ? - zapytał Matheo, patrząc się na każdego z osobna.
- Ja natomiast znalazłam kryształ w dość dziwny sposób... – zaczęła mówić czerwonowłosa. - Przed sklepem napadł mnie mężczyzna, któremu ów kryształ służył jako kolczyk. W obronie wyrwałam mu go w brutalny sposób. - Uśmiechnęła się, jakby wspomnienie okrutnego potraktowania złodzieja wciąż sprawiało jej przyjemność. - A potem go dotknęłam... I stało się to, co się stało.
- Dwa lata temu, gorące Peru, słoneczny dzień, plaża, wiatr we włosach... - odezwał się latynos, próbując zdjąć zegarek. Gdy mu się to udało, wyciągnął rękę przed siebie, pokazując wszystkim kryształ, tkwiący w skórze na jego wewnętrznej części nadgarstka. - W piasku to maleństwo. Przyczepiło się do mnie i od tamtej pory niestraszne mi odwodnienie – powiedział żartobliwie. Na jego dłoniach zaczęły osadzać się krople wody.
- Kryształ odnalazł mnie już ponad dziesięć lat temu w Szkocji podczas nurkowania – powiedział najstarszy z przybyłych, uśmiechając się do zebranych – Potrafię zmienić swoje ciało, tak by wyglądać jak ktoś, kogo widziałem przynajmniej raz w życiu. – Leah poczułą pewien związek jej mocy z mocą mężczyzny. Stwierdziła, że musi później spróbować porozmawiać z nim bliżej na temat jego mocy.
- Wspaniale – rzekł Oren po jakimś czasie, upewniając się, że blondyn nie chce nic dodać. - Mamy więc żywioł ziemi - spojrzał na Matheo - żywioł energii - jego wzrok padł na czerwonowłosą - a także żywioł wody i ciała - spojrzał kolejno na dwóch mężczyzn, którzy się przed chwilą wypowiadali. - Gdzieś wśród was są jeszcze posiadacze kryształów ognia, wiatru i umysłu...
– Pamiątka ze straganu w Irlandii – powiedziała blondynka o ognistych oczach. – A co do mojego żywiołu – dodała po chwili, rozszerzając zasięg ognia ewidentnie w stronę Matheo. - To dzięki niemu możemy sobie tak miło pogawędzić i usmażyć marshmallows.
- Oznacza to mniej więcej tyle, że wszyscy, którzy nie są superbohaterami powinni nosić przy sobie gaśnice – wyjaśnił chłopak siedzący obok blondynki, najwyraźniej je towarzysz podróży.
    Leah westchnęła cicho, wiedząc, że nadeszła jej pora. Została tylko ona i jedna z bliźniaczek, która nie wyglądała jakby miała zacząć teraz mówić.
- Raczej nie miałam okazji jeszcze z nikim dłużej rozmawiać, więc tak na początek nazywam się Leah. - Przedstawiła się, po czym spuściła nieśmiało wzrok. - Kryształ znalazłam prawie rok temu i żywioł jakim władam to umysł. Jeszcze do końca nie wiem, jak działa, ale mogę z pewnością kierować waszym ciałem poprzez myśli. I to chyba tyle... - zakończyła niezgrabnie, lekko się czerwieniąc. Po dłuższej chwili dodała, wskazując na blondynkę siedzącą obok niej: - To jest moja przyjaciółka, Marlene. Dzięki niej pojawiłam się tu tak szybko.
Marlene kiwnęła głową i uśmiechnęła się uroczo do zebranych ludzi przy ognisku.
- Ja... Jestem Josefina i...
- Sefi! - poprawiła ją jej siostra.
- No tak, Sefi – sprostowała. - Znalazłyśmy kryształ pięć lat temu podczas spaceru w lesie. Właściwie to Julie go znalazła... - zawiesiła głos. Odwróciła głowę w kierunku siostry, szukając u niej pomocy. Wpatrywała się w nią, aby nie musieć patrzeć w oczy obcych ludzi.
- I od tego czasu Sefi puszcza wiatry – dokończyła Julie, nie zastanawiając się nad swoją wypowiedzią. Dopiero przerażony wzrok blondynki uświadomił jej, że coś było nie tak. Roześmiała się dźwięcznie z własnego roztrzepania. - Nie o to mi chodziło. Od tamtego czasu wysyła wiatry we wszystkie strony świata, więc żadne tornado nam nie grozi.
    Josefina westchnęła ciężko, widać, że poczuła się zażenowana.
- Miło mi was wszystkich poznać i jeszcze raz przywitać w Mistyi - powiedział staruszek głębokim, tajemniczym głosem, uśmiechając się przy tym do siebie. To byli już wszyscy spadkobiercy dziedzictwa jego siostry. Siedem tak różnych, a jednak podobnych na swój sposób osób. - Powinniście się wszyscy dobrze poznać, bo czeka was niezwykła, lecz trudna przygoda. Będziecie potrzebować waszego wsparcia i zaufania.
    Staruszek pyknął fajkę, z którą się nie rozstawał i najprawdopodobniej nic więcej nie miał zamiaru już dzisiaj powiedzieć. Leah spojrzała z przerażeniem w ziemię, a w jej głowie panowała pustka. Bała się przyszłości jak nigdy wcześniej w życiu. Co ich wszystkich teraz czeka?

poniedziałek, 24 września 2012

Rozdział III

    Notkę dedykuję Ade, dzięki której łatwiej mi było pisać o wspólnym spotkaniu :)


    Leah i Marlene znajdowały się na zielonej polance, pośrodku jakiegoś starego lasu. Drzewa były ogromne, widać było, że mają swoje lata. Na środku przestrzeni stała mała drewniana chatka, z której komina leciał biały dym. Domek był bardzo ładny, Leah lubiła takie klimaty, więc często w takie miejsca jeździła na wakacje. Mogła się poczuć jak za dawnych czasów,  kiedy to nie było prądu, internetu czy telefonów komórkowych. Myśląc o tym nie sądziła jaka to była ironia, bo właśnie w takim miejscu się znalazła. Po chwili zauważyła, że przed domkiem siedzi jakiś starszy pan, ubrany w jakieś dziwaczne, stare ubrania. Mężczyzna bujał się na fotelu, popalał fajkę i z całą pewnością nie zwracał na nie uwagę. NA NIE?
- Co do cholery? - usłyszała przerażony szept przyjaciółki.
    W tym momencie do brunetki zaczęły dochodzić wszystkie informacje. Co się właściwie stało? Była tak przerażona obecną sytuacją, że dopiero po chwili zaczęły dobiegać do niej głosy. Dziewczyna rozejrzała się na boki i ze zdumieniem zauważyła, że nie są tu same z Marlene. Obok nich stało około dziesięć osób, wszyscy wyglądali na tak samo zdziwionych jak one. Postacie były w przeróżnym wieku i wyglądało na to, że różnych narodowości. Leah zauważyła, że czuje więź z niektórymi z nich, wiedziała, że nie każda z tych osób miała taki sam kryształ jak ona. Czyżby każda z nich mogła kierować czyimś umysłem? A może mieli różne inne moce?
    Wszyscy zaczęli się przekrzykiwać, pytając samych siebie o co tu chodzi. Dopiero po chwili mężczyzna z fajką odwrócił się w ich stronę. Leah miała wrażenie, że chciał im dać czas na okazanie swojego zdziwienia.
Nareszcie jesteście. Długo kazaliście na siebie czekać – mężczyzna zaczął mówić i ostatnie szepty ucichły, a wszystkie oczy zaczęły się w niego wpatrywać. Brunetka spojrzała na jego starą, pomarszczoną twarz. Wyglądał jakby każdy najmniejszy ruch sprawiał mu trudność, jednak jego głos wskazywał na to, że jeszcze wiele może przeżyć. - Witajcie w Mistyi. Moje imię brzmi Oren i to ja was tu wezwałem. Od dzisiaj jestem waszym mentorem, który pomoże wam w wypełnieniu waszej misji.
- Jakiej misji? - pomyślała Leah, a jej myśli na głos wypowiedział z pewnością najstarszy z uczestników. Mężczyzna wyglądał na pewnego siebie, statecznego i poważnego człowieka. Coś w jego postawie było przerażającego dla Lei, zawsze czuła respekt do osób „jego pokroju”. Oczywiście mógł się okazać miłym człowiekiem, ale wiedziała, że ciężko jej się bezie rozluźnić w jego towarzystwie.
    Starszy pan całkowicie zignorował pytanie mężczyzny. Przez chwilę milczał, spoglądając na wszystkich obecnych, nadal popalając sobie fajkę. Staruszek odniósł na Lei wrażenie jakby był z innej epoki - jego strój, sposób bycia i mówienia brzmiał jak w jakimś starodawnym filmie. Zaczęła zastanawiać się gdzie w ogóle oni się znaleźli.
- Skoro tu jesteście, to domyślam się, że każde z was posiada kryształ i w miarę zdaje sobie sprawę z faktu, że jesteście posiadaczami niezwykłej mocy. - Oren zatrzymywał spojrzenie osobno na każdej z osób, od których Leah czuła moc kryształu. Jej intuicja jej nie zawiodła. - Cała wasza moc i wszystkie siedem kryształów należało kiedyś do mojej siostry Nityi. Dostała je od naszego ojca Artymosa, w ramach pomocy w walce przeciwko złu. Jednak zło zbyt mocno wkradło się w serca ludzi i doprowadziło ją do zagłady. Wysłałem kryształy w świat, by znalazły godnych posiadaczy i oto jesteście – powiedział.
    Nityi? Arytmosa? Leah czuła jak wszystko miesza się w jej głowie. Wszystko wydawało jej się takie nierealne, że zaczynała wątpić, że to co się dzieje to jest prawda.
- Co się z nią stało? – wypaliła zanim zdążyła się powstrzymać. Spojrzenie Orena powędrowało od razu w jej stronę i poczuła jak świdruje ją swoim wzrokiem. Po chwili delikatnie się uśmiechnął, zaciągnął się fajką i nie spiesząc się zbytnio z odpowiedzią wypuścił powoli dym z płuc.
- Nie żyje – odpowiedział nie wyrażającym żadnych emocji tonem nie odrywając wzroku od Lei, jakby chciał ocenić jej reakcję na taką informację.
Zapadła cisza, każdy najprawdopodobniej analizował zaistniałą sytuację i zapewne tak jak i ona zastanawiał się co to wszystko ma znaczyć. Po dłuższej chwili starzec wstał z bujanego fotela i westchnął ciężko.
– Ale opowiem wam o tym i wielu innych rzeczach później – stwierdził jakby był już zmęczony tą sytuacją i chciał trochę odpocząć. - Na razie powinniście się rozgościć i zrobić ze sobą porządek.
    Oren wolnym krokiem udał się do swojej chatki, dając im znak, aby wszyscy poszli za nim. Chatka wydawała się być bardzo mała, więc Leah poczuła niepewność. Gdzie oni się wszyscy zmieszczą? Poczuła jak Marlene chwyta ją pod ramię i pociąga do przodu, aby się ruszyła z miejsca. Staruszek schylił się i odsunął leżącą na podłodze skórę ogromnego niedźwiedzia. Pod nią znajdowała się klapa. Oren otworzył ją i Leah spojrzała w dół. Znajdowały się tam schody, które prowadziły w ciemność. Starzec bez wahania zszedł na dół i pomału całe towarzystwo zaczęło podążać za nim. Leah z Marlene ruszyły jako ostatnie, zaraz za dwoma dziewczynami o identycznym wyglądzie, trzymającymi się za ręce. Kiedy zeszły na dół zobaczyły oświetlony pochodniami korytarz, o kamiennych ścianach i podłożu. Znajdowało się tam mnóstwo, ogromnych drewnianych drzwi.
- Macie tutaj mnóstwo pokoi. Każdy znajdzie coś dla siebie – wyjaśnił gospodarz. - Jeśli drzwi są zamknięte, to oznacza, że jest to moje prywatne pomieszczenie, do którego macie kategoryczny zakaz wejścia – rzekł mężczyzna i popatrzył na wszystkich groźnie.
    Jednak mężczyzna nie zatrzymał się w tym miejscu na dłużej i zaczął iść długim korytarzem o mrocznej poświacie. Leah wyobraziła sobie jakby miała w nocy iść sama do toalety przez ten ponury, ledwo oświetlony korytarz. Zresztą, gdzie tutaj jest toaleta? Westchnęła cicho, była już zmęczona nadmiarem nowych informacji i wszystkich wydarzeń. W końcu po przejściu długich korytarzy dotarli pod wielkie dębowe drzwi. Oren otworzył je i zaprosił wszystkich do środka gestem ręki. Pomieszczenie było ogromne, znajdował się tam duży kominek, wokół niego parę ławek, w całym pokoju rozmieszczone były stoły, a na środku pokoju stała skrzynia, z której Oren zaczął wyciągać różne stroje, podając każdemu któryś z nich. Leah spojrzała na swoją suknię i naprawdę zaczęła zastanawiać się czy nie znaleźli się w średniowieczu, ponieważ stroje na to wskazywały.
    Leah i Marlene spojrzały na siebie zdziwione i niepewne tego co jeszcze dzisiaj je spotka. Oren po rozdaniu strojów jakby przestał się nimi interesować i wszyscy zaczęli się pomału rozchodzić.
- Chodź – szepnęła Marlene i zaczęła iść w stronę wyjścia. Leah podążyła szybko za nią. Rzuciła nieśmiałe spojrzenie pozostałym obecnym, lekko się uśmiechnęła i wyszła z pomieszczenia.
    Przyjaciółki wybrały pokój zaraz obok wielkiego salonu. Pomieszczenie było skromnie urządzone, ale schludnie. W środku znajdowały się dwa duże, drewniane łóżka i szafki, które wyglądały na bardzo stare. Podłoga i ściany tak jak i na korytarzu były z kamienia. Leah pomyślała o swoich ciepłych, puchatych kapciach, które miała nadzieję, że Marlene zapakowała.
- Czy my znalazłyśmy się w średniowieczu? - zapytała trochę przerażona Marlene, wypowiadając to co właśnie gnębiło jej przyjaciółkę.
- Ale czy to w ogóle możliwe? - zapytała Leah nie oczekując wcale odpowiedzi.
    Obie dziewczyny westchnęły ciężko i brunetka usiadła na łóżku.
- Pozwolisz, że wezmę te? - zapytała kładąc się na pościeli. Łóżko było nienaturalnie miękkie i Leah poczuła jak od razu zamykają się jej oczy.
- Normalnie bałabym się tu zasnąć, ale muszę się zdrzemnąć. - Marlene zajęła drugie łóżko.
- Dziękuję, że przyjechałaś tu ze mną – powiedziała cicho brunetka. - Bez ciebie nie dałabym rady.
- Nie ma za co, mała – odpowiedziała przyjaciółka uśmiechając się lekko. - Nie bardzo mi się tu podoba, ale dla ciebie wszystko.
- Jesteś wielka, Dylan. - Leah lubiła się zwracać do blondynki po nazwisku. Uważała, że bardziej do niej pasuje i podkreśla jej mocny charakter.
    Marlene odwróciła się w drugą stronę, a Leah zaczęła wpatrywać się w wysoki sufit przerażona tym co ją czeka. Oren wspominał o jakiejś misji. Czy ona będzie niebezpieczna? Mimo że w końcu dotarły tam gdzie powinny to nadal nic się nie wyjaśniło. Ciągle miała mnóstwo pytań, które nie doczekały się odpowiedzi. Zaczęła żałować, że dostała ten kryształ, bo co w niej takiego wyjątkowego? W jaki sposób miała by pomóc reszcie, kiedy nawet nie umiała przełamać swej nieśmiałości. Była tylko drobną, skromną dziewczyną, więc cokolwiek ich czeka to z pewnością się do niczego nie przyda. Rozmyślając tak nawet nie spostrzegła kiedy zasnęła. Śniły się jej dziwne rzeczy, jakieś przerażające postacie jakby z horroru, obrazy zmieniały się co chwilę, migając tak szybko, że nie mogła za bardzo zrozumieć co oznaczają. Przebudziła się nagle i odetchnęła z ulgą. Była strasznie zmęczona i chciała odpocząć, ale to co działo się w jej głowie nie pozwalało jej na to.
    Wpadła na dość egoistyczny pomysł i stwierdziła, że wykorzysta do tego Marlene, która chrapała w najlepsze. Brunetka zamknęła oczy i skupiła się na swojej przyjaciółce. Po chwili zobaczyła obrazy ze snu przyjaciółki. Wyglądało to dla niej tak jakby siedziała w kinie i oglądała film, który obrazował to co się dzieje w głowie Marlene. Blondynce śniła się rozświetlona promieniami słońca łąka, pełna różnokolorowych kwiatów, a na jej środku leżała Marlene oglądając przelatujące na niebie obłoki. Leah skupiając się na niby monotonnym, ale mimo wszystko uspokajającym śnie przyjaciółki zaczęła się rozluźniać. Postanowiła urozmaicić sen dziewczyny i wyobraziła sobie przystojnego Dereka, w którym dziewczyna się podkochuje. Po chwili chłopak pojawił się polance, a Leah stwierdziła, że czas opuścić sen koleżanki.
    Otworzyła oczy i uśmiechnęła się. Coraz więcej możliwości odkrywała w swoim darze. Nie sądziła, że może aż tak ingerować w czyjąś psychikę.
- Będę dobrym psychologiem z taką mocą – pomyślała i uśmiechnęła się do siebie. - Może nie będzie tak strasznie źle tutaj?

Rozdział II

    Nie jest to moja najlepsza notka w życiu, ale opisywanie podróży nie jest moją mocną stronę i chciałam po prostu przez to przebrnąć. Mam nadzieje, że nie jest tragicznie. Pozdrowienia dla seriowiczów.



    Od kiedy Leah odkryła swoją niezwykłą moc coraz poważniej zaczęła zastanawiać się nad wyruszeniem w podróż. Przed Marlene udawała, że nie ma zamiaru nigdzie wyjeżdżać, gdyż czekają ją ważne egzaminy, lecz tak naprawdę szykowała już plan podróży. Nie chciała by przyjacióła zaczęła się w to angażować. Odkąd dowiedziała się, że Matt ją zdradza, stwierdziła, że nic nie trzyma jej tutaj przez wakacje. I intrygowały ją jej tajemnicze moce. Chciała dowiedzieć się dlaczego je otrzymała i co na nią czeka w Mestii.
    Wyjątkowo ciężko było jej skupić się na tegorocznej sesji. Cały czas rozpraszały ją myśli o podróży, a do tego głosy w jej głowie były coraz bardziej natarczywe. Szybko traciła cierpliwość do nauki co nigdy wcześniej jej się nie zdarzało, gdyż nie umiała skupić myśli na jednej czynności. Ciągle jej głowę zaprzątały czynności organizacyjne przygotowujące do podróży.
    Kiedy w końcu nadszedł ostatni egzamin Leah odetchnęła z ulgą. Wiedziała, że w tym roku będzie miała najgorsze oceny w swojej karierze, ale była zbyt rozkojarzona by się tym przejmować. Wchodząc na salę egzaminacyjną marzyła już tylko o  tym, aby ten egzamin się skończył i mogła już wyjść. Test nie był trudny, lecz Leah i tak miała problemy z odpowiedzią na pytania, gdyż jej wiedza była zbyt ogólna. Pojęcia, które się pojawiały krążyły gdzieś po jej pamięci, ale zbytnio nie wiedziała, gdzie ma je przypisać. Gdy czas się skończył, odetchnęła z ulgą i  jako pierwsza wyszła z sali. W końcu miała czas, by zająć się na poważnie organizacją wyjazdu.
- Hej, Leah! - usłyszała głos zza jej pleców. Odwróciła się i zobaczyła Marlene. - Jak ci poszedł egzamin?
- Nie najgorzej – wzruszyła ramionami i złapała przyjaciółkę pod pachę.
- To już koniec sesji prawda? - zapytała. - Jakie plany na wakacje?
Leah trochę speszyła się pytaniem. Specjalnie omijała temat wakacji, by nie zachęcić Marlene. Wiedziała, że ta nie dałaby jej wtedy świętego spokoju. Jednak nie wiedziała co powiedzieć, więc powiedziała prawdę.
- Chcę lecieć do Gruzji. - Nie musiała nic tłumaczyć, przyjaciółka wiedziała o co chodzi.
    Jednak odpowiedzi, którą Leah otrzymała nie spodziewała się.
- To dobrze się składa, bo za trzy godziny mamy lot. - Blondynka uśmiechnęła się i pociągnęła przyjaciółkę za rękę. - Chodź, taksówka na nas czeka. Spakowałam Cię.
    Kiedy dziewczyny wsiadały do taksówki, Leah jeszcze po raz ostatni rozejrzała się po kampusie. Kiedyś tak bardzo lubiła tu przebywać, a ostatnimi czasy czuła się tu tak bardzo przytłoczona. W ostatniej chwili zobaczyła twarz osoby, którą jako ostatnią miała ochotę zobaczyć w tym momencie – Matt szedł w ich stronę i im machał. Dziewczyna westchnęła, ale zaczekała. Czuła jak uginają się jej nogi. Od kiedy dowiedziała się, że Matt ją zdradzał, bądź był tego blisko, unikała go jak ognia.
- Leah! -  Podbiegł do niej cały zasapany. - Gdzie się podziewałaś ostatnio?
- Tu i tam – odpowiedziała wymijająco.
- Wyjeżdżasz? - zdziwił się, widząc załadowaną taksówkę. Leah zauważyła, że jej „chłopak” jest tak samo skrępowany jak i ona.
- Tak, dzisiaj miałam ostatni egzamin. - Odwróciła się w stronę taksówki i zobaczyła, że Marlene ją ponagla. - Muszę iść – wskazała na taksówkę.
- Ach – zobaczyła w oczach Matta zawód – Mam nadzieję, że po wakacjach znajdziesz dla mnie czas. - Leah uśmiechnęła się skrępowana i odwróciła się w stronę taksówki.
    W jej oczach zaszkliły się łzy. Żałowała, że nadal nie wyjaśnili sobie z Mattem tego co się wydarzyło. Może nie było to najlepsze rozwiązanie, ale Leah bała się konfrontacji. Odkąd zobaczyła co jest w głowie chłopaka nie wiedziała jak ma się zachować i co mu powiedzieć, dlatego wolała nie mówić nic.  Westchnęła ciężko i wsiadła do taksówki.


    Podróż samolotem nie należała do najprzyjemniejszych chwil w jej życiu. Było strasznie głośno, a do tego Leah nie czuła się zbyt dobrze. Jednak przed nimi było jeszcze trzydzieści godzin podróży, z przesiadką w Londynie, gdzie będą musiały poczekać cztery godziny. Brunetka dopiero siedząc w tym samolocie poczuła jaka jest zmęczona ostatnimi wydarzeniami. Jednak głosy w jej głowie jakby przycichły, nie były już takie natarczywe, jakby wiedziały, że już jest w drodze do celu, więc w jakimś stopniu poczuła ulgę. Dziewczyna zastanawiała się czy te głosy są prawdziwe, czy to jej psychika je wymyśliła. Były one zbyt realne jak na płatający figle umysł, ale w takim razie co to za głos i skąd on pochodzi? Choć akurat ten głos był najmniej zaskakujący w tym co się z nią dzieje. Kryształ na jej plecach palił ją w ostatnim czasie niemiłosiernie jakby mszcząc się za to, że jeszcze nie jest w Mestii, a jej dar wchodzenia w czyjś umysł był dla niej największą zagadką. Bała się go używać, gdyż nie wiedziała skąd pochodzi i jakie ma skutki. Parę razy Marlene namówiła ją, aby weszła w jej umysł w ramach edukacji. Leah mogła sterować jej ciałem tak swobodnie jakby była w swoim własnym, ale w tym czasie jej ciało było nieprzytomne. Zagadką było także to co w takich chwilach działo się z umysłem Marlene. Dziewczyna nic nie pamięta z takich chwil, jednak zauważa, że coś jest nie tak. Jakby miała dziurę w pamięci. Po kilku próbach, brunetka zauważyła, że także może w pewnym stopniu odczytywać myśli danej osoby. Nie polega to na tym, że wyraźnie wie jakie osoba ma zamiary i co ją absorbuje w danym momencie, lecz może widzieć jakby obrazy, które obrazują odczucia osoby „penetrowanej”.
    Podróż przebiegała bez większych problemów, większość pierwszego lotu obie dziewczyny przespały. Resztę czasu wierciły się niemiłosiernie, gdyż siedzenie tyle godzin praktycznie w tej samem pozycji może być bardzo męczące. Na początku podróży miały w planach zwiedzić troszkę Londynu, lecz kiedy dotarły na lotnisko obie były tak zmęczone, że zasnęły na ławce.
    Gdy wreszcie doleciały do Rosji odetchnęły z ulgą, lecz nie miały zbyt wiele czasu na cieszenie się tą chwilą, gdyż musiały dostać się z lotniska na Dworzec Autokarowy, gdzie miały zarezerwowany autobus prosto do Gruzji. Leah była wdzięczna za zorganizowanie tej wyprawy Marlene, sama nie potrafiłaby tego tak logistycznie rozegrać. Cieszyła się, że przyjaciółka jest tu razem z nią, nie wyobrażała sobie takiej tułaczki samotnie.
    Obie dziewczyny nie były w zbyt dobrym humorze kiedy wsiadały do autokaru. Przemęczone, niekąpane od praktycznie czterdziestu godzin, rozczochrane i zaspane padły na fotele chwilę przed odjazdem pojazdu. Leah była coraz bardziej przerażona, nie wiedziała, gdzie zmierzają i w jakim celu, głos w jej głowie nie mówił nic więcej, tylko, że ma dostać się do Mestii. Wystraszyła się , że dotrą na miejsce i nic więcej się nie wydarzy.
    Autokar, którym jechały miał dowieźć je pod sam wjazd do miasta Mestii, jednak dalej będą musiały iść już pieszo, co trochę przerażało dziewczyny. Ich plecaki nie należały do najlżejszych. Jednak póki co nawet nie wiedziały, gdzie dalej będą miały iść. Co będzie jeśli to wszystko to jakiś jeden przykry żart? Nie wiedziała w jaki sposób to mógłby być żart, ale miała wrażenie, że wariuje.  Dziewczyna nawet próbowała „skontaktować” się z głosem, aby dowiedzieć się co dalej robić, ale ten jak na złość tylko milczał.
    Podróż autokarem była jeszcze mniej przyjemna niż lot samolotom. Ciągle jechały po wertepach, więc dosyć, że było strasznie głośno to do tego jeszcze niemiłosiernie trzęsło. Kiedy wreszcie zbliżały się do granicy Mestii Leah była już na skraju wytrzymania. Była osobą, którą ciężko wyprowadzić z równowagi, ale tak długa podróż chyba by każdego wykończyła. Wysiadając z autokaru dziewczyny widziały już tabliczkę wjazdową do miasta. Założyły na plecy ciężkie plecaki i westchnęły.
- To w drogę, kochana! - zawołała Marlene optymistycznym tonem.
- Tylko gdzie? - Leah nie potrafiła wydobyć z siebie tyle energii co przyjaciółka.
    Jednak ich wędrówka nie miała trwać zbyt długo, gdyż gdy tylko przekroczyły granicę miasta wszystko zawirowało i nagle Leah poczuła jak traci kontrolę nad swoim ciałem. Przerażona nie wiedziała co się dzieje, chciała krzyknąć ze strachu, ale nie potrafiła wydobyć głosu z krtani. Po chwili wszystko ucichło, a dziewczyny znalazły się w całkiem innym miejscu niż były.

Rozdział I

You can take a picture of something you see
In the future where will I be?

    Mieszkając w Kalifornii, jednym z najbogatszych i najludniejszych Stanów w Ameryce, zaraz za Nowym Jorkiem ciężko jest być taką osobą jaką jest Leah Wordsworth. Los Angles, gdzie mieszkała to miasto kochające luksusowe życie, pieniądze, życie towarzyskie, a ona była raczej milczącą, szarą myszką kochającą ciszę i spokój. Jedyne co ją ściągnęło do tego miejsca był najlepszy Instytut Psychologii w obrębie całego Stanu. Na pierwszy rzut oka nie wyróżniała się z tłumu. Nigdy jej rodzicom raczej nie brakowało pieniędzy, więc z wyglądu można by było porównać ją do tych wszystkich studentek kochających życie toczące się w tym mieście.
    Leah nie tyle co była nieśmiała, lecz zwyczajnie cicha. Nie lubiła dużo mówić, zbyt mocno imprezować. Miała 'wyższe' cele.  Wolała usiąść w spokoju, w swoim pokoju i przeczytać ambitną książkę, pójść do teatru, porozmawiać z kimś w miejscu gdzie nie trzeba do siebie krzyczeć, a przede wszystkim kochała swoje studia, bez których nie wyobrażała sobie swojego życia.
    Od ostatniego wydarzenia brunetka była jeszcze cichsza niż zazwyczaj. Prawie w ogóle nie wychodziła ze swojego pokoju, leżała ciągle w łóżku, praktycznie się nie odzywając. Nawet jej chłopak nie potrafił do niej dotrzeć, nie chciała rozmawiać na żaden inny temat, niż kryształ, który 'wrósł' się jej w okolicę lędźwiową kręgosłupa, połyskując na zielono. Matt był zmęczony jej obsesją na tym punkcie, w momencie kiedy ten temat pojawiał się, jej oczy jakby budziły się z otępienia i od razu się ożywiała. Dziewczyna twierdziła, że słyszy głosy, które podpowiadają jej, iż ma wyruszyć w podróż, która odmieni jej życie. Chłopak uważał, że to bzdura, przez co często się kłócili i coraz mniej ze sobą rozmawiali. Matt nie potrafił zrozumieć co Leah chce osiągnąć przez takie zagrywki, ponieważ nigdy nie była osobą, która lubi zwracać na siebie uwagę. Zaczęli się od siebie oddalać. Trwało to tygodniami, coraz mniej się rozumieli, coraz mniej mieli tematów do rozmów, coraz rzadziej się widywali. Dziewczyna czuła zawód jeżeli chodzi o swojego chłopaka, zawsze uważała, że może na niego polegać, a teraz naprawdę potrzebowała wsparcia, żeby zrozumieć to co się z nią dzieje.
    Ku jej zaskoczeniu to jej przyjaciółka Marlene okazała się tą, która była przy niej w tych trudnych chwilach. Bardzo mocno zainteresowała się sprawą kryształu, Mestii, do której Leah miała wyruszyć. Szukając różnych informacji w internecie natknęła się na Legendę o Czarownicy Żywiołów, która miała związek z kryształem, który pojawił się na ciele jej przyjaciółki. Wyjątkowo, co było nie podobne do Marlene zaczęła się interesować tą sprawą poważnie, wręcz namawiała Leę do podróży do obcego miasta, daleko od granicy jej kraju, aby dowiedzieć się czego głosy w jej głowie od niej chcą. Dziewczyna wręcz błagała przyjaciółkę, aby rzuciła wszystko i wyruszyła, a wtedy ona będzie mogła pójść razem z nią. Jednak Leah miała mieszane uczucia. Nigdy nie lubiła zmian, nowych miejsc, przede wszystkim nie chciała opuszczać zajęć. Cała ta sprawa dla niej wydawała się być strasznie pokręcona i po pierwszej fascynacji sytuacją zaczęła ignorować wszystkie znaki, udając, że to nic dziwnego, że jakiś kryształ wrósł się w jej ciało.
   

    Minęło wiele miesięcy i mimo że Leah udawała, że wszystko jest w porządku, jej życie diametralnie się zmieniło. Ciągle kłóciła się z Mattem, głosy w głowie sprawiały, że zrobiła się strasznie drażliwa, a jej przyjaciółka popadła w totalną obsesję i nie dawała jej spokoju, chcąc ją namówić na wyprawę. Leah unikała towarzystwa jeszcze bardziej niż wcześniej, czuła się jakby popadała w szaleństwo, wszystkie te części składowe sprawiały, że dziewczyna była na skraju wytrzymania nerwowego. Brunetka nie wiedziała co ma zrobić, bała się zmian, nie lubiła się wyróżniać, a to co się działo było nienormalne i z całą pewnością sprawiało, że jest inna od wszystkich.
    Każdego wieczoru szła na plażę, która znajdowała się jakieś 45 minut piechotą od jej akademika. Kładła się przy samym brzegu,  tak aby fale mogły ją ochlapać wodą. Było to dość dziwne uczucie, gdyż woda nie była przesadnie ciepła, a do tego ziarnka piasku wpadały jej do oczu, wplątywały się we włosy, lecz Leah lubiła to robić. Mogła tutaj spokojnie pomyśleć, nie musząc się nikim przejmować. Tego dnia starała skupić się na jej dotychczasowym życiu.     Rozmyślała o Mattcie, z którym praktycznie nie rozmawiała, właściwie nie wiedziała na czym stoi, czy w ogóle jeszcze są ze sobą? Bardzo ją to bolało, że z tak głupiego powodu ich związek się rozpada, że jej najbliższa osoba uważa ją za wariatkę.
    Zamknęła oczy i przywołała myślami twarz Matta. Jego przepiękne śmiejące się oczy, rozczochrane włosy i przeurocze dołeczki w policzkach. Uśmiechnęła się na samą myśl i z całych sił chciała zachować ten obraz przed swoimi oczami.
     W tym momencie stało się coś dziwnego. Przestała słyszeć szum oceanu, poczuła jakby jej ciało nagle było suche i zamiast leżeć to stała! Otworzyła zdezorientowana oczy i przeraziła się jeszcze bardziej. Odskoczyła, widząc przed sobą twarz obcej dziewczyny, która popatrzyła na nią zaskoczona.
- Co jest? - spytała. - Coś się stało?
     Leah spojrzała na siebie w dół i nie potrafiła zrozumieć dlaczego wygląda inaczej, jest w innych ciuchach i jest w obcym miejscu. Odepchnęła dziewczynę, rozejrzała się za lustrem i podbiegła do niego. Spojrzała na swoje odbicie i krzyknęła. Jej głos okazał się męskim basem.
- Matt, co ci się stało? - dziewczyna patrzyła na nią przerażona. - Myślisz o tej Lei? Wasz związek i tak już nie ma sensu.
    Wtedy Leah spojrzała na obcą dziewczynę. Była ona bez bluzki, stała przed nią w samym staniku, w ogóle się nie krępując. Brunetka zrozumiała co się dzieje, choć nie mogła w to uwierzyć. Była teraz w 'skórze' Matta, mogła kierować jego osobą, tak jakby była w jego umyśle. Nie wiedziała jak to się stało, ale wiedziała, że ma to coś wspólnego z kryształem! Ale co się dzieje z jej ciałem w tej chwili? Zamknęła oczy i z całych sił skupiła się na tym, aby wrócić do swojego ciała.
    Po chwili znów poczuła, że leży na plaży. Usiadła przerażona, głośno oddychając. Nie mogła uwierzyć w to co się stało! Jak to jest możliwe, że jej umysł opuścił jej ciało? W jaki sposób może kontrolować innych ludzi? Kiedy pierwsze emocje opadły skupiła się na bardziej przyziemnej rzeczy. Jej chłopak ją zdradza! Mimo że ich związek się rozpada to jeszcze oficjalnie są parą, więc jak on tak może?! Po jej policzkach zaczęły cieknąć łzy. Nie potrafiła uwierzyć w to co się dzieje. Odkąd dotknęła tego kryształu wszystko w jej życiu się psuje! Zrozumiała, że może zrobić tylko jedną rzecz. Posłuchać głosów w swojej głowie i dowiedzieć się co na nią czeka w Mestii, inaczej nic nigdy nie wróci do normalności. Dziewczyna otarła łzy, wstała i pobiegła w stronę akademika.

Prolog.

  Leah jest osobą, która miała niezwykłą pamięć. Wystarczyło jej przeczytać coś jeden jedyny raz i praktycznie wszystko pamiętała. Dzięki tej umiejętności była wzorową studentką, z wysoką średnią i co za tym idzie wysokim stypendium. Mimo tego, że dziewczyna miała najwyższą średnią na roku nie potrafiła uwierzyć w siebie. Spędzała nad książkami wiele niepotrzebnych godzin, gdyż bała się, że to co umie jej nie wystarczy i nawet przed samym wejściem na zajęcia drżała ze strachu, że nie poświęciła książkom wystarczająco dużo czasu. Dobra pamięć nie była jednak tylko zaletą, ale także wadą. Leah z natury była osobą lubiącą monotonię. Kiedy już się do czegoś przyzwyczaiła nie chciała tego zmieniać. Zmienność przerażała ją i to bardzo negatywnie wpływało na jej nastrój. Kiedy ktoś ją zranił, nigdy nie potrafiła zapomnieć. Pamiętała każde, nawet najdrobniejsze anomalia w zachowaniu ludzi, z którymi na co dzień funkcjonowała, zwłaszcza tych bliskich. Najczęściej wybaczała, ponieważ z natury jest osobą nieprzeciętnie dobrą, co także nie pomagało jej w życiu, gdyż często ludzie wykorzystywali to do swoich egoistycznych celów, ale nigdy nie zapominała. Te okrutne, czarne mary, siedzące jej w głowie, którymi były dla niej złe wspomnienia dręczyły ją i często nie potrafiła już być tak blisko z tą osobą, która ją zraniła, mimo że próbowała z całych sił.
    Dziewczyna bardzo interesowała się umysłem ludzkim, psychiką człowieka i jego zachowaniami, które zawsze starała się zrozumieć. Nigdy nie oceniała kogoś, nie wiedząc, co nim kierowało kiedy postępował w ten, a nie inny sposób. W związku ze swoimi zainteresowaniami wybrała swój kierunek studiów jakim była Psychologia. Decydując się na niego kierowała się przede wszystkim chęcią zrozumienia aspektów psychologicznych zachowań człowieka.
    W tym momencie siedziała na obrotowym, granatowym krześle w swoim pokoju w akademiku, trzymając nogi wyprostowane na biurku, które było zawalone stertami papierów i książek potrzebnych jej do przygotowania do zajęć z 'Psychologii różnic indywidualnych'. Jej profesor, choć młody, ale zbytnio ambitny wymagał od nich ogromu wiadomości na każdych zajęciach, więc każdy wtorek przesiadywała zamknięta w tym małym pokoiku, ucząc się.
    Leah próbowała skupić się na czytaniu, lecz jej oczy zamykały się ze zmęczenia. Przetarła je ręką, odłożyła notatki i postanowiła zrobić sobie kawę. Wstała z krzesła, przeciągnęła się leniwie i podeszła do szafki, ale kawy w niej nie znalazła. Westchnęła z rezygnacją. Jej współlokatorka Marlene, choć o zgubnej delikatnej urodzie przeuroczej blondynki była diabłem wcielonym. Z natury była osobą głośną, przemądrzałą i egoistyczną, ale także i najlepszą przyjaciółką Lei. Bardzo często wypijała i wyjadała produkty, które nie należały do niej, nie pytając nawet o pozwolenie. Tym razem skończyła się kawa, choć Leah nie pije jej za często, także od razu wiadomo kogo to wina.
    Dziewczyna stwierdziła, że bez kawy nie da rady więcej się uczyć, więc przejdzie się po nią do sklepu, zwłaszcza, że sam spacer dobrze jej zrobi. Podeszła do toaletki, przeczesała sobie włosy i spojrzała na swoje odbicie. Leah uważała się za osobę przeciętnie ładną. Miała czystą cerę, okrągłe, ciemnobrązowe, wręcz czarne oczy i kruczoczarne, lejące się włosy, lekko falujące się na końcach. Nie lubiła tych loków, więc prostownica była jej nieodłączną towarzyszką. Nie wyobrażała sobie życia bez prądu, jej włosy by doprowadziły ją do szału. Była osobą szczupłą, może nie o figurze fotomodelki, ale na pewno też nie zwyczajnej. Jej głównym atutem, przynajmniej ona tak uważała były długie nogi, które uwielbiała podkreślać wysokimi obcasami. Rzadko ubierała innego rodzaju buty.
    Brunetka związała gumką niesforne loki, wzięła torebkę i wyszła z pokoju. Korytarz akademika jak zwykle był pełen ludzi, którzy zbytnio nie przejmowali się takimi jak ona, czyli starających się uczyć. Dziewczynę dziwiło to, że ci ludzie wiecznie mają czas na zabawę, niektórych nigdy nie widziała przy książkach, a Uniwersytet Kalifornijski był na całkiem wysokim poziomie. Czasami zastanawiała się czy to ona jest taka głupia, że tyle musi spędzać czasu przy książkach, czy oni są jacyś wybitnie mądrzy.
    Zeszła piętro niżej i zapukała do pierwszych drzwi zaraz przy schodach. Usłyszała ciche szmery, marudzenia i ciche przekleństwa i po chwili drzwi otworzył się.
- Cześć, kochanie – uśmiechnęła się i stanęła na palcach, by pocałować chłopaka w policzek. - Idę do sklepu, chcesz coś?
    Chłopak jeszcze trochę zaspany podrapał się po głowie i zmrużył oczy. Ciężko docierały do niego jeszcze słowa, ponieważ Leah wyrwała go ze snu. Spojrzał na dziewczynę coraz bardziej obecnym wzrokiem i kiwnął głową.
- Poczekaj chwilkę, przebiorę się i pójdę z tobą – powiedział i wszedł z powrotem do pokoju zamykając za sobą drzwi.
    Był to chłopak Lei o imieniu Matt. Nigdy nie wchodziła do jego pokoju, ponieważ było to niebezpieczne dla zdrowia. On i jego współlokator byli największymi bałaganiarzami jakich Leah kiedykolwiek poznała, więc potknięcie się, upadek lub zatrucie nieświerzym powietrzem było bardzo prawdopodobne. Chłopaka poznała w dzień rozpoczęcia studiów. Był on jej męskim odpowiednikiem. Znajomi żartowali sobie, że wyglądają bardziej jak rodzeństwo niż para. Matt miał podobne rysy twarzy, wręcz identyczne oczy i włosy tego samego koloru. Choć dziewczyna uważała, że Matt jest 'ich' lepszą wersją.
    Sklep był bardzo blisko ich kampusu, wystarczyło wyjść na ulicę, przejść pasaż targowy i już na rogu był sklep. Na kramach można było znaleźć wiele badziewnej biżuterii, lecz Leah lubiła tamtędy przechodzić, ponieważ mogła czasem poszukać czegoś przyzwoitego, co od czasu do czasu się zdarzało. Dziewczyna wiedziała, że raczej nic z tego nigdy nie założy, ale cieszyła się, mogąc pomóc tym kobietom, które najpierw spędzały wiele godzin, robiąc tą biżuterię własnoręcznie, a następnie przesiadując na tym targu, próbując coś sprzedać.
- Popatrz jaki ładny pierścionek  - powiedział Matt i pociągnął ją w stronę jednego z kramów. Leah zmarszczyła oczy ze zdziwienia, gdyż Matt, jako chłopak nigdy nie patrzył na takie rzeczy, a już na pewno nie ciągnął ją pierwszy w tą stronę. Jednak kiedy spojrzała na pierścionek, którym wymachiwał chłopak przestała się dziwić. Ciężko byłoby takiego pięknego pierścionka nie zauważyć. Jednak chłopak nie chciał podać jej go do ręki, tylko od razu zwrócił się do ekspedientki, by kupić przedmiot.
- Chodź. - Złapał ją znów za rękę i pociągnął w stronę pustego zaułku za targiem.
    Uklęknął na jedno kolano, wyciągnął pierścionek przez siebie, a Leah zrobiła przerażone oczy.
- Czy wyjdziesz za mnie? - zapytał poważnie.
    Leah patrzyła na niego jak zamurowana. Owszem, kochała go, ale na pewno nie myślała jeszcze o ślubie! Nagle chłopak wybuchnął śmiechem.
- Ale zrobiłaś minę! - wykrztusił ciągle się śmiejąc. - Żartowałem. - Podniósł się z ziemi i podał Lei pierścionek.
    Dziewczyna odetchnęła z ulgą, zaśmiała się i wzięła pierścionek do ręki. Wtedy wszystko zawirowało, rozbłysło się zielone światło i dziewczyna straciła kontakt z rzeczywistością.



    Obudziła się w swoim własnym łóżku. Czuła się słabo i kiedy otworzyła oczy wszystko było rozmyte i jakby za mgłą. Zamrugała parę razy żeby złapać ostrość i oparła się na rękach, aby podsunąć się do góry. Na jej łóżku siedziała Marlene i Matt, którzy rozmawiali ze sobą szeptem.
- C-co się stało? - wymruczała, zwracając tym samym uwagę swoich przyjaciół na siebie.
- Zemdlałaś kiedy wzięłaś pierścionek do ręki. Chyba naprawdę przestraszyłaś się, że się ci oświadczam – zachichotał brunet.
    Leah rozejrzała się w poszukiwaniu pierścionka, ale nigdzie go nie było. W kieszeniach także go nie znalazła.
- Nie mam go.
- Pewnie wypadł ci kiedy upadłaś. - Matt wstał z łóżka i pogłaskał dziewczynę po głowie. - Połóż się, mała. Upadłaś na ziemię, może ci być słabo.
- Szkoda. Był bardzo ładny – westchnęła dziewczyna i położyła się, zamykając oczy. Słyszała jeszcze jakby z oddali głosy obecnych w pokoju, ale nawet nie wiedziała kiedy zasnęła.



    Obudziła się kiedy było już ciemno. Spojrzała na zegarek i przeklęła cicho. Ma tyle nauki na jutrzejszy dzień, a prawie nic się nie nauczyła! Westchnęła i stwierdziła, że i tak już dzisiaj nic z tego nie będzie. Wstała z łóżka i poszła do łazienki. Rozebrała się i weszła pod prysznic. Nalała sobie na rękę żelu pod prysznic i zaczęła rozprowadzać po ciele. Kiedy zbliżyła się do okolicy lędźwi poczuła zgrubienie na plecach. Gdy go dotknęła poczuła pieczenie w tej okolicy i z paniki szybko oderwała rękę. Wyszła szybko spod prysznica i spojrzała do lustra na swoje plecy. Na dole kręgosłupa widniał kryształ w odcieniu zieleni, identyczny jak ten w pierścionku, który kupił jej Matt. Dotknęła tego miejsca jeszcze raz i wtedy usłyszała w głowie bardzo wyraźny szept:
- Musisz wyruszyć do Mestii.