1. Blog należy do serii Nitya. Zapraszam do czytania także innych blogów w naszej serii.
2. Mile widziana konstruktywna krytyka.
3. Leah jest postacią fikcyjną, ale całkowicie moją, także prosiłabym o nie plagiatowanie.
4. Miłego czytania

niedziela, 3 listopada 2013

Rozdział VIII

Po bardzo długim czasie, ale w końcu jest. Mam nadzieję, że moja wizja tego wydarzenia nie będzie za bardzo odbiegać od Waszej i nie będziecie zawiedzione :)

    Szła wolnym krokiem wpatrzona w swoje buty i rozmyślała na temat innych uczestników podróży. Zostali wysłani przez Orena do miasta, aby poznać okolice i tutejszy świat. Leah sądziła, że tak naprawdę to Oren chciał, aby choć trochę się wszyscy ze sobą poznali i zaczęli ze sobą współpracować, bo póki co to do nawiązywania jakichkolwiek nowych przyjaźni nie było zbyt wiele chętnych. Dziewczynę wcale to nie dziwiło. Wszyscy znaleźli się w jakimś nowym, dziwnym miejscu, nie wiedzą tak naprawdę po co, bo póki co Oren nie pofatygował się, aby wytłumaczyć im dokładniej jaką rolę mają odegrać i co właściwie mają robić. Każdy więc skupił się na sobie.
    Obok niej szła Marlene z niezbyt tęgą miną/ Było gorąco, a ciężkie, długie suknie nie były ani wygodne, ani odpowiednie na taką temperaturę. Leah rozejrzała się wokół siebie. Nie wyglądali na grupę wędrowców, tworzyli niewielkie grupki podróżujące w odpowiedniej odległości od siebie. Nie byli ani trochę zgrani, a większość chyba nie miała zamiaru tego zmienić. Brunetka nie rozumiała co tutaj właściwie robi. Nie zna tych ludzi, nawet nie wie kim oni byli w ich prawdziwym świecie, co robili, co lubią, czym się xajmują. Nie wszystkich nawet potrafiła wymienić z imienia, bo jeszcze z nimi nawet nie rozmawiała. Pamiętała tylko Sefi i jej siostrę Julie, które szły obok siebie nie daleko za nią, a resztę to kojarzyła raczej tylko z widzenia. Nie miała daru do szybkiego nawiązywania znajomości, poza tym była skupiona na pracy.
- Ej, zaczekajcie! - Leah usłyszała głos Julie tuż za nią. Odwróciła się szybko w stronę bliźniaczek. Dziewczyny stały w miejscu, a Julie trzymała swoją siostrę za ramię. - Coś się stało? - zapytała jej.
    Leah spojrzała szybko na Marlene, która rzuciła jej spojrzenie typu "o co chodzi?".
- Słyszę coś. Odgłosy walki - powiedziała półprzytomnie Josefina. Jej  żywioł wiatru w tym momencie okazał się bardzo przydatny.
- Daleko?- zapytał mężczyzna o jasnych włosach, który nazywał się Ethan.
- Nie, ale trzeba się pospieszyć, bo giną niewinni ludzie - odparła Sefi, zaciskając lekko usta ze zmartwienia. Widać, że bardzo przejęła się tym, co słyszała.
    Przez chwilę panowała cisza. Leah zauważyła, że nagle nie są rozbitą grupą tylko wszyscy stoją blisko siebie. Stali, patrząc na siebie i nikt nie wiedział co właściwie powinni zrobić. W oczach niektórych widać było popłoch, nie każdy był przygotowany na taką okoliczność.
- Chodźmy! - zawołał jeden z latynosów i nie czekając na odpowiedź reszty pobiegł.
- Zostańcie tutaj, pójdę sprawdzić co tam się dzieje - powiedział Ethan.
- I ja też - rzekł młody blondyn, pochodzący z Francji. Rzucił swojej siostrze, która stała obok niego spojrzenie zakazujące się jej wtrącać i pobiegł za Ethanem.
   Leah spojrzała na oddalających się mężczyzn. Nie wiedziała co ma robić, bardzo się bała, ale z drugiej strony nie mogła pozwolić na to by cierpieli niewinni ludzie. Patrzyła jak parę osób, zdecydowanym krokiem podąża w kierunku walki. Zacisnęła pięści i westchnęła głośno. Spojrzała na Marlene i wiedziała, że dziewczyna nie jest chętna, aby wejść prosto w wir walki. Uśmiechnęła się do niej i pobiegła, zostawiając ją w towarzystwie bliźniaczek i paru innych osób.
    Dziewczyna dogoniła resztę grupy. Dźwięki walki słyszała już teraz także ona. Odgłosy były coraz głośniejsze i kiedy weszli prosto na miejsce zdarzenia to zaparło jej dech w piersiach. Na środku stała bryczka zaprzęgnięta w cztery konie, które rżały niespokojnie. Rycerze w metalowych zbrojach zgromadzeni byli w samym środku wokół bryczki, broniąc się przed atakującymi. Na koźle stał wysoki mężczyzna, który według Lei był najlepszy we władaniu bronią ze wszystkich walczących po jego stronie.
Atakujący nie wyglądali na zwyczajnych złodziejaszków, którzy liczą na dobry łup. Przynajmniej nie prezentowali się tak jak w filmach takich pokazują. Wyglądali jak przeróżni mieszkańcy Anani. W każdym razie było ich dużo więcej niż broniących się.
    Brunetka spojrzała ukradkiem na swoich towarzyszy. Kiedy padł jeden z rycerzy, broniących bryczki, Ethan bez zastanowienia wyciągnął miecz. Leah otworzyła z przerażenia oczy, ręce jej drżały, a oddech przyspieszył. Ona nie miała nawet czym się bronić. Patrzyła tylko bezradnie na zbliżających się do nich wrogów, nie wiedząc co robić. Brunetka już myślała, że nadchodzi kres jej życia kiedy nagle między nimi, a złodziejaszkami rozbłysł ogromny ogień. Leah rzuciła szybko spojrzenie w stronę blondynki - Roisin, która to właśnie rozpętała tę ścianę ognia. Jednak to nie było wszystko. Po chwili ziemia zadrżała pod stopami dzierżących broń. Wytworzyła się fosa, która zwiększyła odległość tutejszych od ich drużyny. Mężczyźni opuścili broń, nie wiedząc co zrobić. Widać, że byli zaskoczeni tym widokiem i nie wiedzieli za bardzo co się dzieje. W tym czasie właściciele bryczki pomału odzyskiwali przewagę, korzystając z rozkojarzenia przeciwników.
    Dziewczyna obserwowała jak Ethan odważnie przeskakuje nad wyrwą i z podniesionym mieczem rzuca się na zdziwionych mężczyzn. Roisin broniła się ogniem, paląc ciała. A ona nie wiedziała co ma robić, miała gołe ręce i żadnej obrony, którą mogłaby wystosować. Patrzyła na zbliżającego się w jej stronę mężczyznę i próbując ostatniej deski ratunku szybko zagłębiła się w jego umyśle, modląc się, aby zapomniał co tutaj robi.
     Kiedy się obudziła leżała na ziemi, rozejrzała się szybko i zobaczyła, że mężczyzna kręci się w kółko, nie wiedząc co ze sobą zrobić. W tym momencie Roisin zaatakowała go płomieniem. Podziałało! Tylko zapomniała o skutku ubocznym. Podniosła się z ziemi i otrzepała się.
     Patrzyła z małej odległości jak jej towarzysze korzystają ze swoich magicznych mocy. Pierwszy raz miała okazję zobaczyć działanie niektórych z żywiołów i było to bardzo fascynujące. Patrzyła jak wszyscy uciekają ze strachem od Roisin, która zadawała im śmierć okrutną, a także jak patrzą z przerażeniem na Ethana, który przybierał wygląd ich towarzyszy.
    Leah zauważyła, że mężczyźni próbują się wycofać w stronę powozu, chcąc zapewne połączyć siły, aby być silniejszymi i wtedy pewnie jej szanse na przeżycie zmniejszyłyby się. Spojrzała na Ethana, który zaciekle wymachiwał mieczem, próbując zniwelować ich plan, ale tamci biegli już w stronę powozu. Brunetka postanowiła sprawdzić po raz kolejny swoje siły i skupiła swoje myśli na kilku z uciekających mężczyzn. W jej głowie pojawił się chaos, różne myśli, różne uczucia zaczynały nią władać, czuła jak wiele głosów krzyczy w jej głowie, ale zebrała ostatnie resztki sił i skupiła się tylko na jednym - wymazać wspomnienia.  Niech zapomną co tu robią, w jakim celu biegną... niech zawrócą! To było ostatnie co zdążyła pomyśleć, czuła jak odchodzą z niej wszystkie siły. Po raz kolejny zemdlała.
    Obudziła się, a walka nadal trwała. Jednak nie była już taka zażarta, a większość jej towarzyszy skupiło się w jednym miejscu. Parę osób kucało, a reszta patrzyła w dół z przerażeniem. Podniosła się powoli z ziemi. Czuła, że jest bardzo słaba, mięśnie jej drżały, a poty ją oblewały. Podeszła pomału do reszty "żywiołów" i otworzyła z przerażenia usta. Na ziemi leżała czerwonowłosa, młoda dziewczyna o imieniu Ariana. Jej klatka piersiowa przebita była trzema strzałami. Leah poczuła jak drżą jej ręce. Tak młoda osoba poniosła klęskę. I umarła. Brunetka czuła jak do jej oczu napływają  łzy.
- Luis, to bez sensu, już po niej..Ona nie żyje, słyszysz?- powiedział cicho Matheo, blondyn z Francji, który był niewiele starszy od dziewczyny. Po jego policzki płynęła łza.
   Latynos jednak nie poddawał się i chyba próbował uleczyć dziewczynę. Widać, tak działał jego żywioł. Chłopak pokręcił w odpowiedzi głową i przycisnął do ciała dziewczyny swoje dłonie.
- Luis! Ona nie żyje! Słyszysz? Nie żyje! Jest całkiem martwa i nic ani nikt już jej nie pomoże. To jej koniec - krzyknął Matheo, a po jego policzkach zaczęły płynąć rzewne łzy.
    Leah czuła jak boli ją serce. Biedna dziewczyna, która tak naprawdę była jeszcze tylko dzieckiem, zginęła. Miała jeszcze całe życie przed sobą, a teraz nic ją już nie czeka. Po co Oren tu ją ściągał? Przecież była wybrana, więc jak mogła zginąć? Miała razem z nimi uratować świat! Czy staruszek nie mógł tego przewidzieć? Czy ich wszystkich czekała tutaj jedynie śmierć?

5 komentarzy:

  1. Ładna notka, dużo się dzieje, jedyne, czego mi brakuję to może trochę dłuższy wstęp, żeby wprowadzić wszystkich w sytuację. Podoba mi się, że Leah mimo starań nie daje sobie rady z walką i reaguje tak ludzko. W tym rozdziale, mimo tylu uczestników, mocno zarysowałaś perspektywę swojej bohaterki, co bardzo do mnie przemawia. I bardzo adekwatne zakończenie, myślę, że do tej pory niewiele osób zdawało sobie sprawę z powagi sytuacji i z tego, że nie są niezniszczalni. Pierwsza śmierć zdecydowanie musi zmienić poglądy i nastroje naszej drużyny, zdecydowanie popieram Twój tok myślowy ;)
    Szkoda tylko, że tak króciutko!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wiem, że wstęp kiepski, ale jak na mój brak weny to i tak nie jest źle :D

      Usuń
  2. Ależ jesteś do przodu z akcją! Trochę szkoda, bo chciałam moich chłopaków przed tą akcją z Twoimi dziewczynami zapoznać, ale nic to. Zróbmy to jak najprędzej, daj znać kiedy masz czas i chęci.
    Co do samego rozdziału to bardzo mi się podobał, mimo że króciutki i trochę niedosyt pozostał. Fajnie przedstawiasz obie bohaterki, bardzo konsekwentnie. Akcja toczyła się wartko i zrozumiale - dokładnie tak, jak powinna, super się czytało.
    Mam nadzieję, że wena powróci na dobre i niedługo pojawi się kolejny rozdział: jestem bardzo ciekawa jak dziewczyny poradzą sobie z tą śmiercią, no i powtórzę się: liczę na dialog wkrótce!
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zawiedziona nie jestem :). Raczej po prostu rozbudziłaś moją ciekawość ;).
    No, to jesteś pierwsza z fabułą :D! Pierwsza styczność ze śmiercią w naszej serii i pierwszy szkic. Szkoda mi dziewczyn, jak w sumie wszystkich, bo to taki kubeł zimnej wody (dość brutalny). Podobało mi się, że Leah była zagubiona, nie wiedziała co robić, ale działała instynktownie :). Aczkolwiek wolałabym dłuższą notkę!
    Weny, Tosiek, weny :). Czekam na dalej.
    Ade

    OdpowiedzUsuń
  4. Dotarłam. Spóźniona ostro, ale dotarłam.
    Pierwsze co mi się rzuciło w oczy, to to początkowe rozbicie się grupy, a kiedy przyszedł czas sprawdzianu, testu, połączenie się. Jakież to było naturalne z ich strony! W sumie nie znają się, tak jak zauważyła to Leah, ale pierwsze skrzypce od razu zaczął grać Ethan, po nim Matheo, chociaż (mogę się mylić), jak dla mnie było to trochę... zbyt bohaterskie. Niepotrzebne, o. W końcu jest jeszcze młody, ale czyż i nie młodsi bronili swej racji w innych bitwach, wojnach? Schodzę z tematu...
    Leah. Ładnie, podobały mi się krótkie, rzeczowe opisy. Wpierw to przyglądanie się a później zadziałanie. Zemdlała, ale można zrozumieć, że dzięki niej wszystko się zakończyło. Brawo dla niej, widać, że jej moc jest bardzo ważna.
    Pozdrawiam, F.

    OdpowiedzUsuń