Notka bardzo krótka i wymuszona, ale dałam radę coś napisać. Mimo wszystko - miłego czytania :)
Kolejne dni dla Lei były bardzo
ciężkie nie tylko ze względu na nowe miejsce i nowe zadania, które
ją czekały, ale przede wszystkim ze względu na nową pracę, którą
dostała. Kiedy wybierała się do Mistyi w tym celu nie zastanawiała
się gdzie ma pracować i czy sobie poradzi. Ważne by tą pracę
tylko dostać. Teraz, gdy już ją miała wystąpił większy
problem. Jak się tutaj odnaleźć i skąd miała wiedzieć co robić?
Wykuwanie mieczy, zbroi, tarczy... tego nie nauczyli jej w szkole! W
zasadzie była raczej osobą wygodną, która doceniała postępy
techniki i nie spodziewała się kiedyś zobaczyć siebie w takiej
roli. Przeczytała mnóstwo książek z biblioteki Orena na temat
kowalstwa, ale to była tylko teoria. Kiedy przychodziła każdego
dnia do pracy miała ochotę się popłakać. Jej gburowaty szef nie
należał raczej do osób chętnych do przyuczania nowych
pracowników. Raczej wymagał od niej tych umiejętności od samego
początku. Widać w tych czasach każdy musiał liczyć tylko na
siebie.
- I po co ja zatrudniałem
dziewczynę? - prychał grubiańsko kiedy znów coś zrobiła źle.
– Kto by pomyślał, że kobieta może być kowalem! Tylko kupców
przez ciebie tracę!
Leah zaciskała tylko mocno zęby,
zamykała powieki silnie je ściskając, by łzy nie wypłynęły i
nie zaszkliły się na policzkach. Czasem myślała o tym, by się
zwolnić, lecz wiedziała, że innej pracy nie dostanie. Bo w innych
profesjach raczej lepiej się nie sprawdzi. Co to za świat? Jak ci
ludzie mogą tak żyć? Czuła się jakby cofnęła się o parę
wieków do tyłu. Potrafiła robić dużo bardziej skomplikowane
rzeczy niż ci ludzie, chociażby naprawić pralkę, czy komputer
czego oni z całą pewnością by nie zrobili, więc dlaczego to oni
patrzą na nią z wyższością?
Spędzała każdy wieczór nad
książkami, starając się dowiedzieć jak najwięcej o kowalstwie.
W teorii wydawało się to być proste, po paru dniach wiedziała o
tym praktycznie wszystko, lecz nadal nie potrafiła wykuć swojego
własnego miecza. Była drobną kobietą i nie miała sił w rękach,
aby uderzać tak długo młotem w żelazo. I żeby jeszcze coś z
tego wychodziło! Ręce każdego dnia bolały ją niemiłosiernie,
dłonie miała całe pokryte pęcherzami, a paznokci to już nawet
nie potrafiła domyć. Jednak gdyby były tego efekty to nie
rozpaczałaby za bardzo. Jakoś by to przeżyła, w końcu musi o
siebie zadbać i zdobyć jakieś pieniądze. Mogła tylko uzbroić
się w cierpliwość, bo bez zbroi nie mogła zrobić tego dosłownie.
Miecze, które wychodziły spod jej ręki były krzywe, cienkie i
niefunkcjonalne. Na pewno nie pomogłyby żadnemu żołnierzowi
podczas boju. Wyobrażała sobie dumnego żołnierza na wielkim,
poważnym rumaku z jej mieczem. Nie wiedziała czy ma się śmiać
czy płakać.
- Jeśli nie wykujesz normalnego
miecza do końca tygodnia to nie chcę cię już więcej widzieć! -
warknął na nią właściciel zakładu kiedy pokazała mu swój
nowy wyrób.
Kiwnęła tylko lekko głową,
spuszczając wzrok i odwracając się w drugą stronę. Po jej
policzku popłynęła łza, którą szybko wytarła ręką. Podeszła
do ognia i wrzuciła tam nowy kawał stali, aby go rozgrzać i
przygotować do przetwarzania. Łzy leciały po jej twarzy i nie
umiała ich powstrzymać. Chlipnęła cicho, patrząc smutno w ogień.
- Dziecko, chyba nie masz zamiar mi
tu płakać- pan Lavrans spojrzał na nią surowo, ale po chwili
twarz mu złagodniała. - Nie rycz mi tutaj, przecież ja też nie
umiałem od razu miecza zrobić.
Leah spojrzała na niego niepewnie,
zdziwiona obrotem sytuacji. Nie spodziewała się, że jej pracodawca
może być tak łagodny.
- Ja przepraszam – powiedziała,
starając się wytłumaczyć. - Ja naprawdę próbuję.- Chodź pokażę ci jak się to robi – mężczyzna wyciągnął z ognia rozżarzony metal i kiwnął na brunetkę, aby szła za nim.
Każdego wieczora kiedy wracała przez
las do chatki Orena czuła paraliżujący strach. Ścieżka była
nieoświetlona, a drzewa były tak gęste, że zasłaniały księżyc,
a więc nie mogło prowadzić jej nawet te delikatne światło. Szła
właściwe na oślep i nie raz gałązki drzew przecinały jej skórę.
Droga nie była zbyt równa, więc musiała uważać, aby się nie
potknąć, co było dość trudne przy takiej widoczności. Szła
bardzo długo, gdyż musiała iść wolno, aby dotrzeć na miejsce
cała.
Tego dnia wracała praktycznie w nocy,
gdyż pan Lavrans uczył ją kowalstwa i kiedy wychodziła z zakładu
było już naprawdę ciemno. Czuła jak drżą jej ręce ze strachu.
Gdyby tutaj coś jej się stało nikt by jej pewnie nie znalazł.
Nawet krzyk by jej nie pomógł. Bo kto by ją miał tutaj usłyszeć?
Starała się iść jak najszybciej, lecz co chwilę się potykała
to o kamienie, to o wystające korzenie drzew. Starała się oddychać
spokojnie i głęboko, nie wpadaając w panikę. Przecież nic się
nie dzieje, to opuszczony świat, niby kto tutaj miał być o tej
porze w lesie. Pisnęła cicho kiedy usłyszała pękającą gałąź
w krzakach nie daleko i chcąc szybko stąd odejść potknęła się
i upadła na ziemię. Poczuła piekący ból w kolanie i syknęła
cicho. Podniosła się z ziemi i jęknęła kiedy poczuła, że nie
może stanąć na uszkodzoną nogę. Przeklinając cicho i utykając
wyruszyła w dalszą drogę. Odetchnęła z ulgą kiedy za zakrętem
ujrzała chatkę staruszka. Podeszła bliżej i usiadła na starym
konarze drzewa i odsłoniła spuchniętą nogę. Z kolana leciała
jej krew i bolało ją niemiłosiernie. Miała nadzieję, że sobie
go nie złamała.
- O, tu jesteś! - usłyszała za
plecami i podskoczyła ze strachu. Odwróciła się w stronę głosu
i odetchnęła z ulgą.- Marlene! - zawołała. - Czemu jeszcze nie śpisz?
Jej przyjaciółka ubrana była w
piżamę i szlafrok, jej twarz była zaspana, widać było, że
jeszcze nie dawno spała.
- Obudziłam się i jeszcze cię nie
było, więc poszłam się poszukać – wyjaśniła jej.- Dopiero z pracy wróciłam – jęknęła Leah. Kolano coraz bardziej ją bolało. Dobrze, że jutro miała wolne.
- Ostatnio prawie cię nie widuję. - Brunetka miała wrażenie, że jej przyjaciółka posmutniała.
- Dużo pracuję ostatnio. - Leah czuła, że do jej serca napływa poczucie winy. Ściągnęła swoją koleżankę do jakiegoś nędznego świata, gdzie czyha na nie śmierć, a nawet nie ma czasu, żeby spędzić go z nią. - Przepraszam – powiedziała smutnym głosem.
- Rozumiem. - Marlene uśmiechnęła się lekko i usiadła obok niej. - Tylko trochę tęsknię za domem – dodała po chwili bardzo cicho. Leah nie wiedziała co powiedzieć. Marlene pierwszy raz przyznała się, że żałuje, że z nią pojechała. Może nie dosłownie, ale ona wiedziała o co chodzi. Brunetka to wiedziała, mimo że tamta jej nigdy tego nie powiedziała.
- Ja też – powiedziała po chwili i położyła głowę na ramieniu blondynki. - Nie potrzebnie tu przyjechałyśmy, prawda?
- Takie było twoje przeznaczenie – Marlene wzruszyła ramionami.
- Ale nie twoje. - Leah spuściła wzrok i patrzyła w puste, zgaszone palenisko. Była już zmęczona tym nowym światem, tym, że nie umiała sobie poradzić z nową pracą, a co dopiero ma sobie dać radę ze zbawianiem świata?
Siedziały tak razem, obie milczały,
żadna nie chciała nic mówić. Wiedziały co czuje ta druga, mimo
że słowa nigdy nie zostały wypowiedziane. Brunetkę bolało serce,
widząc przyjaciółkę, która tak bardzo tęskni za domem, a
znajduje się tutaj tylko i wyłącznie z jej powodu. Postanowiła,
że musi jak najszybciej wypełnić swoje przeznaczenie, aby Marlene
mogła wrócić do swojego świata i poczuć się znów na właściwym
miejscu. Wiedziała, że nigdy nie odwdzięczy się jej za takie
poświęcenie.
Może i krótko, ale bardzo na temat. Pan Kowal jest moim bohaterem :D Wyobrażam go sobie jako takiego twardego mężczyznę z młotem o gołębim sercu...ah!Może Leah za niego wyjdzie? Porządna partia ^^
OdpowiedzUsuńDobra. Wiem. Biedna Marlene, strasznie mnie jej żal. To musi być okropne siedzieć samej w obcym świecie, nie mieć się do kogo odezwać, podczas gdy Leah się spełnia "zawodowo". Cieszę się, że Leah będzie mieć w osobie swojej przyjaciółki motywację do działania, bo wydaje mi się, że to może się jej bardzo przydać.
Czekam na kolejną część. Dłuższą!
Leah jest urocza. I silna oraz ambitna. Tylko ją podziwiać, naprawdę :). Ja bym na jej miejscu szukała lżejszej, bardziej "kobiecej" pracy, ale ona postawiła sobie wysoko poprzeczkę i trzyma się tego, co sobie postanowiła :). Da radę, mądra z niej kobieta!
OdpowiedzUsuńTeż mi żal, Marlene. Sama nie wiedziała, na co się pisała, ale da sobie radę. Jest naprawdę twarda. Pewnie to jeszcze ona będzie pocieszać Leę i jej obecność w Mistyi nie jest przypadkowa :).
Notka bardzo przyjemna, ale krótka :(. Trochę mnie raził brak przecinków, ale to tak tylko czepiając się :D.
P.S. Leah się zastanawiała, czy ktokolwiek by ją usłyszał, jakby krzyczała w tym lesie. Tak, Sefi xD.
Bardzo mi się podobał opis jej pracy, był strasznie realistyczny, wyobraziłam ją sobie taką nieporadną, przy ogniu, starającą się zrobić porządny miecz, ale kończącą z lichym kikutem. Kiedy przeczytałam, że jej pracodawca pragnie pomóc, miałam ochotę krzyknąć "Ok, fajnie, nie można było tak od razu, matole?!". Całe szczęście nie miałby prawa mnie usłyszeć, bo pewnie skończyłabym w ogniu razem z nieudanymi mieczami Leah ;)
OdpowiedzUsuńCo do Marlene: zrobiło mi się jej naprawdę szkoda, musi samotnie spędzać każdy dzień w obcym miejscu, a w dodatku w obcych czasach. Tak naprawdę jednak każde z nich spotyka podobne trudności i myślę, że było to przeznaczeniem ich wszystkich, nie tylko osób z kryształami.
Wszystko ładnie, zgrabnie i przyjemnie <3 Czekam na piękny miecz lub jakiekolwiek inne powodzenie w życiu dziewczyn :)
Nie wiem czy to pisałam kiedyś, ale szablon masz śliczny. Bardzo mi się podoba. :)
OdpowiedzUsuńSzkoda mi Leah, ona jest strasznie wrażliwa, a więc coś czuję że czeka ją ogólnie ciężka przeprawa z całym tym kryształowym ambarasem (użyłam słowa 'ambaras', wtf?). W każdym razie rozumiem Twój zamysł kobiety przy 'niekobiecej' robocie, ale tak na logikę to jest sporo rzeczy którymi niezbyt silna dziewczyna mogłaby się zająć, a kowalstwo jest gdzieś bardzo na końcu tej listy. W każdym razie coś czuję, że Leah będzie radzić sobie już tylko lepiej.
Ogólnie szkoda że tak krótko, bo miło mi się czytało i mam nadzieję, że wkrótce (W KOŃCU) napiszemy coś razem.
Pozdrawiam
ja też mam taką nadzieję :) i obiecuję, że już wkrótce!!
UsuńCoraz łatwiej dostrzec jak ciężko Żywiołom odnaleźć się w nowym świecie. Leah próbuje, znalazła pracę, stara się bidula jak może. Wydaje się o wiele poważniejsza od innych, za co bardzo ją szanuję.
OdpowiedzUsuńKowal mnie zaskoczył. Taki twardy typek, który zmienia postawę po zobaczeniu kilku damskich łez. Przeuroczy człowiek!
Strasznie mi się podoba jak piszesz o Leah, jej postawa jest wspaniała. Oby tak dalej!
Pozdrawiam i życzę dużo weny!
F.
No, za dużo ci nie napiszę bo na telefonie jestem. Ale spróbuje.
OdpowiedzUsuńNotka bardzo mi się podobała. Krótka, lekka i przyjemna. Na prawdę przyjemnie się ją czytało.
Leah jest taka delikatna a musi wykonywać taką ciężką pracę. No cóż starała się jak mogła, czytała tyle książek, a praktycznie to jej nie pomogło za wiele. Dobrze, że chociaż jej szefowi zmiękło serce :)
Życzę dużo weny i pisz szybko kolejną notkę ! :*